środa, 30 lipca 2014

Rozdział 22

Muzyka - nwm, czy dobra piosenka, ale mi się podoba
Staliśmy w tej pozycji jeszcze przez chwilę, aż wreszcie byłem gotowy na przekazanie jej informacji.
- Kochanie, muszę ci coś powiedzieć.
- Hazz, czy coś się stało?
- Po prostu usiądź.- powoli podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju, a ja na przeciwko niej.- Rozmawiałem z lekarzem, powiedział, że z dzieckiem wszystko jest w porządku, nic mu się nie stało. Te...tabletki, które połknęłaś nie dostały się do niego...
- Całe szczęście. Boże, jak mogłam być taka głupia i zrobić coś takiego!- przerwała mi i zaczęła się obwiniać, to prawda, ona zawiniła, ale byłą w szoku. Jeżeli wtedy byłą w szoku to co będzie teraz? Styles, weź się w garść!
- Skarbie, już dobrze, ale jeszcze nie skończyłem. Jak mówiłem z dzieckiem wszystko w porządku, ale dostałem także inne informacje, a mianowicie...-wziąłem głęboki wdech, musiałem opanować emocje i nie wpaść w furię.- Ojcem dziecka...może być...ten...ten zboczeniec.- zamarłą, byłą blada jak ściana. Doskonale wiedziała o co mi chodziło, byłem jednocześnie wkurwiony i przejęty.
- CO?! To nie możliwe!- wykrzyczała te słowa, a potem zaniosła się płaczem. Podszedłem do niej i mocno przytuliłem.
- Zabiję gnoja. Nogi z dupy powyrywam!
- Jak to się mogło stać?
- Pamiętasz ten dzień, w którym zabrałem cię do siebie?- pokiwała głową na znak że pamięta.- I wtedy on...ostatni raz cię...gw...dotykał.-zrozumiałą po raz kolejny co miałem na myśli i jeszcze bardziej zaniosła się płaczem. Wstała i jeszcze wybiegła z sali. KURWA!
*oczami Jade*
To nie może być prawda! Ojcem dziecka nie może być "mój ojciec". To nawet idiotycznie brzmi! Harry, teraz na pewno mnie zostawi, a ja go kocham, nie może odejść. Ale tak będzie lepiej, ułoży sobie życie z inną, lepszą, która zapewni mu wszystko czego będzie chciał, i oczywiście dziecko, którego on będzie ojcem. Wstałam z podłogi, otarłam twarz i wyszłam, udałam się z powrotem do mojej sali. Harry krążył niespokojnie po pokoju. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, w jego oczach było widać złość, ale także smutek i ból. Podbiegł do mnie i chciał złożyć pocałunek na moim policzku, ale się odsunęłam.
- Jade, co się dzieje?
- Teraz to ty usiądź. Harry, nie możemy być dalej razem, muszę odejść. Nie mogę siedzieć ci na głowie z nie twoim dzieckiem. Znajdziesz inną, lepszą i ułożysz sobie z nią życie, a ja znajdę mieszkanie i jakoś to będzie.- gwałtownie podniósł się i ruszył w moim kierunku. Objął mnie ramionami i pocałował. Oczywiście odwzajemniłam pocałunek. Jaka ja jestem głupia, nie wytrzymam bez niego ani sekundy.
- Nawet tak nie mów, jeżeli...jeżeli okaże się, że dziecko nie jest moje, tylko tego....oblecha, będę je kochał jak swoje własne, a jeżeli będzie moje, będę je kochał tak samo, to bez znaczenia,czy jest moje czy nie. Oczywiście nie biorę pod uwagę opcji takich jak zdradzenie mnie, bo to jest nie możliwe, ale kocham cię i nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, NIGDY.- wtuliłam się w jego tors, i odpłynęłam.
* 2 miesiące później*
Jestem w piątym miesiącu ciąży, jest cudownie, Harry jest jeszcze bardziej nadopiekuńczy niż wcześniej i to jest trochę wkurzające, ale dam radę. Czasami nie śpię, bo ten mały urwis tak strasznie kopie, ale daję radę. Dzisiaj jedziemy do ginekologa, aby dowiedzieć się, jaką płeć skrywa ten maluch.
- Jade, skarbie, musimy już jechać.
- Idę.- krzyknęła z góry, wzięłam torebkę i szybko, ale powoli (taa, wiem, dziwne) zeszłam na dół.
- No wreszcie, pocałował mnie w czoło i ruszyliśmy do kliniki. Czekaliśmy na moją kolej, no wreszcie, wywołano moje nazwisko, to znaczy Harrego, bo lekarz nadal myśli, że jesteśmy po ślubie i noszę jego nazwisko.
- Dzień dobry, proszę się położyć i podwinąć koszulkę.- zrobiłam to co mi kazał doktor, widziałam grymas na twarzy Hazzy, ale to u niego normalne, zawsze tak się zachowuje, gdy mam to badanie. Na początku mnie irytował, ale teraz chce mi się śmiać, jak na niego patrzę.
- Gratuluję, będzie to chłopczyk.- ucieszyłam się na te słowa, ponieważ założyłam się z loczkiem, on mówił, że dziewczynka, a ja, że chłopczyk. Kobieca intuicja nigdy nie zawodzi.
- Dziecko jest zdrowe i wszystko rozwija się jak najlepiej, ale mam pytanie, czy państwo wiedzą kto jest ojcem tego dziecka?
- Panie doktorze...ja..my...
- Panie doktorze, jeszcze nic nie wiemy, ale jeżeli będziemy posiadać jakieś wiadomości, na pewno powiemy.- Harry mi przerwał i powiedział za mnie, za co byłam mu wdzięczna. Wyszliśmy z gabinetu, nie odezwałam się ani słowem, to była trudna sprawa, ale wiedziałam, że musimy ją wyjaśnić. Siedzieliśmy w samochodzie i w ostatniej chwili powiedziałam:
- Jedź do ojca.- wiedział po co, więc nie pytał, i zrobił to. Po 15 minutach byliśmy na miejscu.
- Jesteś pewna?
- Tak, nie możemy dłużej tego odkładać.- Hazz wyszedł z auta i otworzył mi drzwi, po czym pomógł mi wysiąść. Złączył nasze dłonie i ruszyliśmy ku drzwiom.
- Pozwól, że ja będę mówił, nie chcę, żebyś się denerwowała. Dobrze?
- Ok.- bez pukania weszliśmy do środka. Syf ja zawsze, albo nawet gorszy. Na dole ani śladu żywego ducha, więc poszliśmy na górę. Od razu skierowałam nas do jego gabinetu, bo tylko tam przesiaduje. Weszliśmy do środka, siedział przy biurku. Harry razem ze mną podszedł do jego biurka.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie bo drugi raz nie będę powtarzać! Pojedziesz z nami do jebanej kliniki, żeby zrobić jebany test na ojcostwo, czy ci się to podoba chuju czy nie!
- Chwila, chwila, ale po co tam ja?
- Bo jak zamarzyło ci się obmacywać swoją córkę, to nie pomyślałeś o gumce, co? Więc teraz jak nie widzisz jest w ciąży, więc musimy zrobić te testy! TERAZ!- był nabuzowany, wpadł w furię. Kreśliłam kółka palcami na zewnętrznej stronie jego dłonie, trochę pomogło, pomału się uspokajał.
- Co?! Czy ty siebie słyszysz? To nie możliwe, nigdzie nie jadę.
- Ale czy ja się ciebie kutasie pytam o zdanie. Powiedziałem, ze jedziesz, a nie czy chcesz pojechać.- puścił moją dłoń i zaciągnął ojca do samochodu. Z prędkością światła byliśmy pod wcześniej odwiedzonym przez nas miejscem. Udaliśmy się do gabinetu mojego lekarza, na szczęście nie miał pacjentów, bo Hazz wparował tam jak oszalały.
- Panie doktorze, to jest ten drugi możliwy na ojca, chcemy zrobić test.
- Nie, nie chcę.
- Cicho siedź. Nie z tobą rozmawiam.
- Dobrze, w takim razie proszę za mną, a pani może poczekać na korytarzu.- kiwnęłam głową, na znak, że się zgadzam.
* godzinę później*
Siedzę ponad godzinę na tym korytarzu, dupa mi zaraz w krzesło wrośnie, a ten malutki urwisek strasznie kopie, chyba jest głodny, tak jak ja. Na końcu korytarza ujrzałam swojego chłopaka, idącego w towarzystwie mojego ojca i lekarza, bez słowa weszli do gabinetu. No świetnie, znowu będę musiała czekać nie wiadomo ile. Po pół godzinie (szybciej niż wcześniej, na szczęście) Harry, wyszedł z pomieszczenia.
- Kochanie, chodź.- i znowu byliśmy w środku.
- Dobrze, to teraz dowiemy się kto jest ojcem.- doktor otworzył wielką, białą kopertę.
- No więc...ojcem dziecka jest...chwila, chwila, tu jest błąd, czy to możliwe?- spojrzeliśmy na siebie przestraszeni, tym co możemy  usłyszeć. Doktor wyszedł do drugiego pomieszczenia, przez ścianę mogliśmy usłyszeć rozmowę.
- Czy to wogóle możliwe? Nie, a może jednak?
- Badania nie kłamią, sam doktor widzi.
- A ja myślałem, że to ten drugi, no cóż, myliłem się.- teraz na bank wiedziałem, że dziecko jest ojca
- Przepraszam, już jestem. A więc ojcem dziecka jest pan Styles.- zadowolona, przytuliłam się do Hazzy, on także się cieszył i to chyba bardziej niż ja.
- Dziękujemy panie doktorze.- podali sobie ręce i ruszyliśmy do domu, a ojca zostawiliśmy gdzieś na ulicy, bo powiedział, że musi iść do sklepu.
- O boże, tak się bałam, że dziecko jest jego.
- Ja też kochanie, ale na szczęście nie.- przez całą drogę trzymaliśmy się za ręce.
- Hazz, czy możesz jechać troszeczkę szybciej, bo jestem głodna, i James chyba też.- zaśmiał się, a ten dźwięk wypełnił cały samochód.
- Jasne. Czekaj, czekaj, James?
- No tak. Nie podoba ci się?- spojrzał na mnie gniewnie?
- Jest cudowne. Tak jak ty- na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech a na mojej rumieniec, choć nie wiem czemu.
- Przestraszyłeś mnie.- udawałam naburmuszoną.
- No przepraszam. Kotek nie złość się.- złożył pocałunek na mojej szyi, na co ja zachichotałam i lekko go odepchnęłam.
- Skup się na drodze.- po 15 minutach byliśmy w domu. Wreszcie. To było jak wieczność.
- Baby, idź odpocznij do ogrodu, a ja przygotuję kolację.
- Dobrze.- cmoknęłam go w usta i zrobiłam tak jak powiedział. Usiadłam na hamaku i głaskałam mój "malutki" brzuszek.
- Kocham cię i nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu. Tatuś, kocha cię tak samo.- byłam szczęśliwa.
Pozdro xD Julcia :*
Mam nadzieję, że się podobało. Nie jestem zbyt dumna z tego rozdziału, ale chyba nie jest źle. Ja wiem, że praktycznie na każdym blogu jest co

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz