niedziela, 31 sierpnia 2014

WAŻNEEE

Kochani, moi najdrożsi. Z okazji nadchodzącego roku szkolnego, mam dla was wiadomość, a mianowicie to, że rozdziały będą pojawiać się rzadziej, ale będą naprawdę O WIELE.......DŁUŻSZE. Idę do 1 gimbazy i trochę się stresuję, więc zrozumcie mnie. Chciałam jeszcze podziękować wam, za to, że wspieracie mnie i JESTEŚCIE. CZYTACIE, KOMENTUJECIE (czasami ;)). Jestem z całego serca wam wdzięczna. CAŁUJĘ.
Pozdro xD Julcia:*

środa, 27 sierpnia 2014

Nowy blog

Nowy Blog
Chcę was poinformować, że postanowiłam założyć jeszcze jednego bloga, który będzie o NIall'u. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Tego oczywiście będę prowadziła dalej. Na górze, tuż obok bohaterów, macie nowego bloga. Zapraszam :)
Pozdro xD Julcia:*

Rozdział 27

*oczami Jade*
*jakiś czas później*
Właśnie leżę w szpitalu. Jestem prosto po porodzie. Wszystko mnie boli, ale było warto, ten maluch jest cudowny. Czekam na Harrego, który poszedł porozmawiać z lekarzem.
- Hej, jak się czujesz?
- Dobrze. Właśnie zasnął. Harry, jak damy mu na imię?
- Alex.
- Podoba mi się. Jest świetne.
- Też tak uważam.- złożył pocałunek na moich ustach. Nagle do pomieszczenia weszli wszyscy nasi przyjaciele. Podkreślam WSZYSCY.
- Hej, jak się czu...
- El, ja pierwszy, przecież jestem najważniejszy.- Elenor prychnęła tylko i odeszła na bok.
- Skarbie, cieszę się , że urodziłaś mi takiego świetnego chrześniaka.
- Po pierwsze, nie podrywaj mi narzeczonej, a po drugi, skąd wiesz, że to ty zostaniesz ojcem chrzestnym?
- Przecież to jest oczywiste.- zaczął się cieszyć jak dziecko, niestety nie na długo.
- Nie bądź taki pewny. Chcieliśmy, aby rodzicami chrzestnymi zostali Nialler i El, jeżeli nie maci nic przeciwko oczywiście.
- Jasne, że nie.- odpowiedzieli chórem.
- Ja mam.
- Lou, przestań, naciesz się dzieckiem, a nie robisz aferę.
- Bo ty zostałaś matką, a ja ojcem to już nie.
- Jak dziecko.- wtrącił Zayn.
- Słuszna uwaga.- wszyscy zaczęliśmy się śmiać z Lou, który robił dramę.
*2 miesiące później*
Jestem już z Alex'em w domu. Siedzimy w salonie ze wszystkimi i wspólnie świętujemy. Niestety dopiero teraz, ponieważ dwa dni temu wyszłam ze szpitala. Robili małemu jakieś badania, więc musieliśmy zostać. Moje relacje z Niall'em się rozwijają. Ciesze się, że jesteśmy rodzeństwem i mam jeszcze kogoś z bliskich w rodzinie. Moich rodziców nie liczę. Razem z El i Sop lepiej poznałyśmy dziewczynę blondynka i teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Dzwonek do drzwi.
- Otworzę.- pobiegłam w stronę holu.
- Hej siostra.- wykrzyczał jak najgłośniej głodomorek.
- Cicho bądź głuptasie.- w żartach zakryłam mu ręką usta.
- Hej Lel.- przywitałam się z dziewczyną.- Wchodźcie, zapraszam.- Niall jak poparzony wbiegł do salonu.
- Pokażcie mi mojego chrześniaka.- od razu zajął się małym. Nie dawał się dotknąć do niego nikomu.
- Coś czuję, że masz rywala.- El poruszała śmiesznie brwiami.
- Chyba tak.- wszystkie 4 zaczęłyśmy się śmiać. W taki sposób zleciało nam do 23. Chłopaki, oprócz Hazzy, byli nachlani w 3 dupy,że nie dali rady samodzielnie wstać.
- To my już pójdziemy.- oznajmiła Sophia.
- Dokładnie. Chodź Niall.
- Czekaj, pożegnam się z małym.- ledwo co złożył zdanie do kupy.
- Nie ma mowy. Idziemy.- Lel wygoniła go domu, a on udawał ofuczonego, jak małe dziecko.
- Kochanie, posprzątamy rano, chodź idziemy spać.
- Masz rację Hazz, jestem za bardzo padnięta.- razem ruszyliśmy do sypialni.- Pomóc ci się rozebrać skarbie?
- Nie trzeba.- zachichotałam.
- No proszę.- zrobił maślane oczka.
- Nie ma mowy. Kładź się. Już.
- Ok.- położył się w bokserkach i zawinął się w kołdrę tak, że ja nie miałam pod czym spać. Ale nie przeszkadzało mi to. Postanowiłam odpłynąć do krainy Morfeusza z obrażonym obok Harrym.
Rano obudziłam się przykryta kołdrą z głową Hazzy na brzuchu. On jest po prostu jedyny w swoim rodzaju. Zaczęłam bawić się jego loczkami. Brunet zaczął składać pocałunki na moim brzuchu. Wiedziałam, że już nie śpi.
- Cześć skarbie.
- Hej kochanie. Jak ci się spało?
- Bardzo, bardzo dobrze. Masz wygodny brzuch.
- Cieszę się.- wplątałam rękę w jego włosy i pociągnęłam za nie tak, aby zmusić go do podniesienia głowy na wysokość mojej. Zaczęliśmy się całować, ale Hazz miał inny plan. Podczas pocałunku zaczął mnie łaskotać Nienawidzę go.
- Jesteś szalony.- zaczęłam się śmiać.
- Na twoim punkcie.
- Awwww......Harry, to takie słodkie.
- No wiem.- i znowu zaczęliśmy się całować, ale tym razem przerwał nam Alex.
- Ja do niego pójdę.- i zniknął za drzwiami. Założyłam wczorajszą koszulę Harrego i zeszłam na dół zrobić śniadanie. Miałam w domu dwójkę głodnych dzieci. Nie było łatwo, ale no cóż. Trzeba sobie radzić.
Podczas przekręcania naleśnika poczułam dłoń oplatająca mnie w talii. Odwróciłam się i dałam dużemu dziecku soczystego całusa, a temu malutkiemu pocałowałam czoło. Wzięłam go od Hazzy i zaczęłam karmić. Siedziałam na blacie i karmiłam piersią przy tym zboczeńcu. Mądre Jade. No niestety Alex jeszcze je z piersi. Gdy loczek się odwrócił stał osłupiały, aja udawałam, że nie wiem o c chodzi i przyglądałam się maluchowi. Har stanął pomiędzy moimi nogami i oplótł mnie w tali na tyle na ile było to możliwe.
- A mnie też pokarmisz?
- No nwm czy dla ciebie starczy mleczka kotu.- zaczęłam się śmiać z tego co właśnie powiedziałam.
- Ale mamy jeszcze naleśniki.
- No może.- puściłam mu oczko.- gdy skończyłam karmić małego, położyłam go w łóżeczku, które stało w salonie. Tak, mamy dwa łóżeczka. Zajęłam się dużym dzieckiem. Jak obiecałam karmiłam go przez całe śniadanie, niestety przy nim byłam cała pobrudzona. On zawsze ma sprośne myśli i jak to Harry, chciał mnie całować przez cały czas. Po skończonym sprzątaniu po śniadaniu przebraliśmy się i siedzieliśmy w salonie, a mając na myśli "my" chodzi mi o mnie i Alexa. Harry pojechał do sklepu po pieluchy. Oglądałam jakieś głupoty, jednocześnie tuląc małego do snu. Był taki uroczy, i podobny do harrego. Wykapany tatuś. A'propos własnie wrócił do domu.
- Hej skarbie. Tym razem kupiłem wszystko.
- To dobrze.- Maluch zasną, a loczek zaniósł go na górę i wrócił do mnie.
- To co oglądamy?
- Komedie.
- Ok.- na początku naszego oglądania było ok, ale skończyło się na tym, że leżałam pod Harrym, a on molestował moją szyję swoimi pocałunkami. Było cudownie móc poczuć znów smak jego ust, ale jak zwykle ktoś musiał nam przeszkodzić. A mianowicie telefon Hazzy.
- No co jest? Że co? Dobra, już jedziemy.
- Co jest?- był zły i przerazony w jednym
- Szybko, zbieraj się. Spakuj nas i Alexa i jedziemy do Tomlinsona.
- Co się dzieje?
- Polują na nas. Drugi gang. Sa dobrzy, ale nie tak jak my. Musimy jechać do El i Lou, bo tam będziecie bezpieczni. Ty i Alex.
 Dobrze.- pocałował mnie w czoło i poleciał po broń do gabinetu.
Pozdro xD Julcia :*




piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 26

Ciemność. Pustka. Czy to już niebo? Chyba nie. Ociężale otworzyłam oczy, jednak po oślepieniu przez białe światło, natychmiastowo je zamknęłam. Boże, czemu ja tu leż...a no tak, już pamiętam, ciekawe czy...Odkryłam się z kołdry i uniosłam koszulkę tak, abym mogła zobaczyć mój obolały brzuch. To jest jeszcze większe niż było i nie chodzi o jego wielkość lecz o....Nagle drzwi się otworzyły a zza nich wyszedł zdołowany i....czy on płakał? Chciałabym teraz do niego podbiec i wskoczyć na ręce.
*oczami Harrego*
- Z pana narzeczoną nie jest...
- No co człowieku, co z nią nie jest. Dobrze? Nie jest z nią dobrze?!-moje samopoczucie się pogorszyło, a nadzieja tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła.
- Proszę pana, proszę o spokój. Chciałem powiedzieć, że z pana narzeczoną nie jest źle. Udało nam się zatamować krwawienie, które było spowodowane...jakby to powiedzieć. Nadmiarem wydarzeń. Czy mają państwo w domu schody?-głupie pytanie
- Oczywiście, że mamy.
- No właśnie, pani Styles nie może wchodzić po nich, a ni pod górę, ponieważ wtedy dziecko tak jaby przesuwa się w dół, powodując ucisk na macicę, co wywołuje dokładnie takie efekty. I jeszcze jedno, nie podoba mi się brzuch pani Jade, oczywiście to nie jej wina, lecz proszę przypilnować narzeczonej aby więcej leżała i jadła. To tyle, a teraz przepraszam, lecz muszę iść.
- Stary o czym on bredzi?-a myślisz, że ja wiem więcej niż ty?
- Lou, nie wiem, dobra, muszę ją zobaczyć.
- Jasne, zaczekam tu na ciebie. No dobra, to idę. Po wejściu do środka, o mało co nie zemdlałem. Moja malutka leżała tam, na tym łóżku taka bezbronna i obolała. Podszedłem bliżej łózka i usiadłem obok. Złapałem za jej drobną dłoń i schowałem w swojej, nieco większej.
- Harry...
- Cii...skarbie, jestem tu. Jak się czujesz?- głupie pytanie.
- Źle. Strasznie bolą mnie partie dolne.
- Wiem skarbie, wiem. To przez to, że wchodziłaś po schodach. Od teraz będę cię wnosił na górę, albo zaraz zadzwonię do moich ludzi i za instalują na m w domu windę.- lekko uśmiechnęła się do mnie, ale widziałem, że nawet na to nie miała siły.- Kochanie, o czym mówił lekarz? Co jest z twoim brzuchem?
- Z nim? Nic. Jest większy, ale poza tym to nic.- kłamie, wiem o tym.
- Na pewno?- pokiwała twierdząco głowa.- Czyli nic się nie stanie, jak na niego zerknę?
- To nie jest dobrzy pomysł.
- A dlaczego nie?
- Bo...bo...- nie dałem jej dokończyć, tylko podwinąłem jej bluzkę. To było straszne. Jej brzuch był cały siny. A gdzie nie gdzie dało się zauważyć dużych rozmiarach siniaki.
- Harry, ja...ja nie chciałam ci mówić wcześniej bo wiedziałam, że będziesz zły.
- Zły?! Myślisz, że jestem zły?! Jestem kurewsko wściekły!- wrzeszczałem, teraz już wrzeszczałem. Wszystko gotowało się we mnie. Stary, opanuj się. Spojrzałem na Jade, była przerażona. Dobra, wdech, wydech...Ponownie zająłem swoje wcześniejsze miejsce.
- Przepraszam. Powiedz mi, od dawna tak jest?
- Półtora miesiąca.
- To dlatego nie chciałaś, abym go dotykał.
- Mhm..- prawie płakała.
- Skarbie, czemu płaczesz?
- Boli.
- Brzuch?
- Tak. Jak dotykasz?
- Tak.
- Doktor powiedział, że masz dużo leżeć i jest, wtedy dziecko będzie spokojne.
- Hazz, czy...położysz się...obok mnie?- szlochała. Tak bardzo było mi jej szkoda.
- Oczywiście.- zająłem miejsce obok niej na łóżku i objąłem ramieniem. Wtuliła się w mój tors i usnęła.
* miesiąc później*
Leże na kanapie w salonie. Miesiąc temu wyszłam ze szpitala. Mój brzuch pomału wraca do swojego dawnego wyglądu. Już niedługo rodzę. To takie wspaniałe. Jestem szczęśliwa, a co do Harrego, to on chyba bardziej ode mnie. Z tą windą nie żartował. Zaraz jak wróciłam to ona już była zamontowana przy schodach. Czuję się świetnie.
- Cześć piękna.- w progu salonu staną Niall.
- Cześć blondasku. Przepraszam cię, ale się nie podniosę, więc będziesz zmuszony tu podejść.- oboje wybuchliśmy śmiechem. Irlandczuk podszedł do kanapy i usiadł na jej skraju tuż obok mnie.
- Jak się czujesz?
- Zdecydowanie lepiej. Dokładnie tak wyglądaj codzienne czynności. Leżę i jem. Ale przynajmniej to uspokaja tego malucha. Ma za dużo energii w sobie.
- Już go uwielbiam, ale przyszedłem w pewnej sprawie. Dość poważnej.- jego ton momentalnie spoważniał.
- Coś się stało?
- Po części tak. Bo, jak już pewnie wiesz, wszyscy mówią, że jesteśmy do siebie podobnie.
- No coś tam mi się obiło o uszy.
- No i to jest prawda, ponieważ. Tylko nie złość się, dobrze? Błagam.
- Dobrze, Postaram się zachować spokój.
- Bo dowiedziałem się niedawno, że twoja mam prowadziła podwójne życie. A mianowicie z moim ojcem. I wychodzi na to, że...że jestem twoim bratem. Tak, wiem, to dziwne, ale wszystko na to wskazuje.
- Ale...ale jak to...co....?
- Tak, wiem, jeżeli nie chcesz mnie znać, rozumiem, ale sam się niedawno dowiedziałem.
- Chyba, będzie lepiej jak pójdziesz.- o boże. Że co? Jesteśmy rodzeństwem. Tak, jesteśmy do siebie podobni, ale...
- Niall, zaczekaj.- w ostatni momencie go zatrzymałam. Kucnął prze de mną. 
- Tak.
- Kocham cię, braciszku.- z moich oczu poleciał strumień łez. Mocno przytuliłam do siebie blondynka.
Pozdro xD Julcia:*





środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 25

- Harry.....hallo.- pomachałam mu ręką centralnie przed twarzą.
- Co, co?
- Co mi chciałeś powiedzieć?
- A, tak, bo ja właściwie....to.....bo....-i dzwoni. Ten pieprzony telefon, serio? w takiej chwili?
- Kto to?
- Louis. Muszę odebrać.- masz wyczucie Lou. Hazz zniknął za ścianą w kuchni.
Jezuuuu, ile można gadać. Siedzę ponad pół godziny na tej kanapie. Tyłek mnie boli. Zaczęłam odczuwać spragnienie, więc ruszyłam do kuchni.
- Ja pierdole! Kurwa Lou! Czy ty nie rozumiesz, że nie mogę ryzykować?! Jade jest w ciąży, chcę żeby moje dziecko miało ojca do cholery!- usłyszałam skrawek rozmowy chłopaków. Chyba jakaś akcja w gangu.
- Nie, nigdzie nie idę, cześć!- gdy upewniłam się, że na pewno skończyli rozmowę, weszłam do pomieszczenia. Harry stał odwrócony do mnie tyłe. Podeszłam do niego i objęłam od tyłu w pasie. Lekko się wzdrygnął, ale po chwili odwrócił się i mogłam wtulić się w jego tors.
- Co jest kocie?
- Nic, po prostu usłyszałam waszą rozmowę.
- Podsłuchiwałaś?
- Oczywiście, że nie. Chciało nam się pić, więc poszłam w kierunku kuchni i wtedy usłyszałam, że krzyczysz.
- Przepraszam, ja po prostu jestem zły na niego.
- A co kazał ci zrobić?
- Podłożyć prawie wybuchający granat. Zgadzam się na praktycznie wszystkie akcje, ale ta jest na serio niebezpieczna.
- Wiesz dobrze, że nawet jak byś się zgodził, to ja bym cię nie puściła.
- Wiem kochanie, wiem.- pocałował mnie w usta, tęskniłam za ich smakiem. Czasami myślę, że to sen, a ja się zaraz z niego wybudzę i to wszystko zniknie. Jest tak dobrze, wręcz idealnie. Po skończonym pocałunku, loczek oparł swoje czoło o moje. Stykaliśmy się czołami. Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. W jego policzkach pojawiły się dołeczki, które tak uwielbiam. W sadziłam palec do jednego z nich, a one od razu się pogłębiły.
- Kocham cię.
- Kocham cię.
- Ale ja bardziej.- wypiął mi język.
- A teraz całkiem z innej beczki, co mi chciałeś powiedzieć?
- Że...- no żesz kurde. Dzwonek do drzwi! Dzwonek do drzwi!
- Otworze.- popędziłam do drzwi frontowych. Po ich otworzeniu ujrzałam nikogo innego, jak Lou. Znowu.
- Cześć Louis.
- Cześć słońce.- cmoknął mnie w policzek.- Jak tam ciąża?
- Zaskakująco dobrze. Trochę mi już ciężko, ale nie najgorzej.
- To dobrze, który miesiąc?
- 7.- prawie krzyknęłam z radości.
- Jak to szybko zleciało. A teraz od czapy, Harry w domu?
- Tak, wchodź.
- Hazz, Lou do ciebie!-krzyknęłam na tle głośno, aby usłyszał
- Idę!-poszliśmy do salonu.
- Napijesz się czegoś?
- Wody.
- Jasne.- w drodze do kuchni minęłam się z Harrym.
- Gdzie pędzisz?
- Po wodę dla Lou, ty też chcesz?
- Nie, i mam prośbę, nie przemęczaj się, wiesz, że nie możesz.
- Tak wiem, ale to tylko woda.- i każdy poszedł w swoją stronę. Słyszałam kroki po schodach, czyli musieli pójść do gabinetu. No dobra, dasz radę, to tylko parę schodów. W tym stanie trudno wchodzić pod górę, nawet po chodach. Już prawię. I jestem. Sukces. Zapukałam, po usłyszeniu głosu mojego narzeczonego weszłam do środka.
- Woda, Lou.
- Dzięki.
- To ja wam nie przeszkadzam.- byłam już prawie przy drzwiach, gdyby nie ten ból. Nie, to jeszcze nie wody, ale straszny ból.
- Ał!!- krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam, to nie do wytrzymania. Upadłam na kolana, trzymając sie za brzuch. Harry, nagle zerwał się z krzesła i podbiegł do mnie, a za nim Louis.
- Jade, co jest?
 Nie wiem, ale strasznie boli.
- Jedziemy do szpitala.
- Nie, Harry, zadzwoń po karetkę.- otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Chyba zrozumiał dlaczego nie chcę jechać. Schody. Po chwili karetka była już u nas w domu.
*oczami Harrego*
No kurwa! A jak coś jej się stanie, albo dziecku?! Kazali mi wyjść z sali. Byliśmy już w szpitalu. Niestety nie mogłem jechać z nimi, bo jakieś "zasady" więc pojechałem z Lou. Czekałem, czekałem i czekałem. Krążyłem w kółko po korytarzu z nerwów.
- Możesz tak nie łazić?! We łbie mi się zakręciło!
- Dobra!- usiadłem, i znowu czekałem i czekałem.
- Stary, wyluzuj. Będzie dobrze, jest silna.
- Nie rozumiesz, że ja ją kocham i się , martwię się o nią, o dziecko?!- muj głos się załamał, a ja podnisłem wzrok z podłogi na Lou.  
.
- Hazz, nie możesz się załamywać, musisz być przy niej, wspierać ją.- nagle z sali wyszedł lekarz.
- Który z panów to pan Styles?
- Ja.
- Dobrze, mam wieści. Z pana żoną nie jest...
Pozdro xD Julcia:*

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdizła 24

Obudziły mnie krzyki dochodzące z dołu. Byłam przekonana, że to Harry krząta się po kuchni, ale on leżał obok mnie. Usłyszałam kroki dochodzące ze schodów, teraz już wiedziałam, że mamy gościa. Nagle coś jakby spadło. No kurde, zaraz się posikam.
- Harry, Harry! Obudź się!- loczek gwałtownie się podniósł do pozycji siedzącej.
- Co się stało? Coś z dzieckiem?
- Nie, kompletnie z innej beczki. Ktoś chodzi nam po domu.
- Jesteś pewna? Może tylko ci się zdawało?
- Nie Harry, nic mi się nie zdawało, na 100% ktoś tu jest!
- Spokojnie, nie bój się, zaraz to sprawdzę, zostań tu.- wziął broń z szafki i już go nie było. Postanowiłam się uspokoić, rozluźnić. Ale do cholery o czym my mówimy, rozluźnić. Ciekawe jak, ktoś nam łazi po domu a ja mam się rozluźnić.
Mijała minuta na minutą, a Hazz nie wracał. Nagle usłyszałam krzyki dochodząc z dołu.Zerwałam się z łóżka i postanowiłam to sprawdzić. Byłam u szczytu schodów. Zawał! Mój ojciec stał na przeciwko Harrego i przystawiał mu broń do skroni.
- Nie! Błagam tato, nie rób tego!
- Jade, idź na górę!-on oszalał, kazał mi iść na górę, i zostawić go z psycholem, którym był mój ojciec.
- Jakieś ostatnie życzenie kochasiu?
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej rodziny.- wyrwał mu pistolet i zaczęli się szarpać, to było straszne. Strzał. Krew. Mój krzyk. Zadowolony ojciec. Zbiegłam po schodach do rannego Harrego.
- Hazz, błagam nie zostawiaj mnie.
- Kochanie spokojnie, nic mi nie jest dostałem tylko w nogę.- nagle ratownicy wparowali do domu. Nie wiem kto wezwał karetkę, ale chwała mu za to.
- Musimy operować, kula jest bardzo głęboko.- i już ich nie było. Zabrali go i wyszli tak szybko jak się pojawili.
Poczułam szarpnięcie na ramieniu. Jednak byłam w zbyt wielkim szoku, by normalnie funkcjonować.
Otworzyłam oczy. Harry? Łóżko? Gdzie ja do cholery jestem?
- Jade, skarbie, obudź się!- przestraszona i zdezorientowana otworzyłam oczy, które były popuchnięte i całe czerwone od łez. To był tylko sen. Ten cholerny sen o moim ojcu-psychopacie.
- Harry. Jesteś tu.- przytuliłam go najmocniej jak tylko mogłam i już nigdy nie chciałam puścić. Bałam się, że odejdzie.
- Jestem. Ciii.....jestem tu. To tylko sen.Kochanie, co ci się śniło? Chcesz o ty porozmawiać?- pokręciłam przecząco głową. Położyliśmy się z powrotem. Nie myślałam, że uda mi się znowu usnąć, ale jakoś się udało. W ramionach Hazzy, czułam się bezpieczna.
Z rana miałam straszny ból głowy. Wyglądałam ja wrak człowieka, cała blada i popuchnięta. Pomału zeszłam do kuchni. Jeszcze dwa schodki, dasz radę. i tak jakby dałam, bo koślawo, ale zeszłam. Bolały mnie nogi i nie dałam rady chodzić, a to wszystko przez ten koszmar. Jestem. Wreszcie. Zwycięstwo. Stałam w kuchni przy blacie.
- Jade, skarbie. Było mi powiedzieć, zniósł bym cię. Widzę, że jesteś przemęczona. Czemu się tak dręczysz?
- Hazz, to przez ten sen. A jeżeli to będzie prawda, jeżeli tak się stanie, co wtedy?!
- Kochanie, powiedz mi.- i opowiedziałam mu to całe gówno.
- Przyrzekam ci już nigdy, ale to nigdy nie spotkasz się z nim ani z tą jego lafiryndą. Mogę ci to przysiądz. A teraz zjedz śniadanie, przecież nie chcemy aby nasz maluszek zgłodniał.- muszę przyznać, Hazz świetnie gotuje. Pomimo tego, że jest właścicielem praktycznie wszystkiego w Londynie, i mógłby mieć najlepszych kucharzy na świecie to i tak nikt mu nie dorówna.
5 po południu, a mu siedzimy w salonie i się wygłupiamy. Wróciliśmy ze spaceru i odwiedziliśmy Niall'a I Lellie.
- Skarbie?
- Tak Hazz?
- Bo ja muszę ci coś powiedzieć...
                                                                                                                                                                   
 Przepraszam was, że tak długo nie dodawałam rozdziałów, ale sami rozumiecie, nie dawno wróciłam z kolonii, teraz rozdziały będą dodawane częściej i będzie się działo. Więc czytajcie i komentujcie oraz czekajcie na kolejne części historii Harrego i Jade.
Pozdro xD Julcia:*

piątek, 15 sierpnia 2014

Hej miśkii :)
Wróciłam wczoraj z mego wyjazdu, i już nie mogę się doczekać aż wstawię kolejny rozdział. Jak pisałam tego posta, to tak się jarałam, bo przez ostatnie 10 dni nie pisałam nic. Już niedługo pojawi się dalsza część mego opowiadania. Czekajcie. Pozdrawiam :* <3
Pozdro  xD Julcia :*

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 23

*oczami Harrego*
Skończyłem robić kolację, mam nadzieje, że jej się spodoba. Mam już wszystko oprócz jej zgody. Boże, stresuje się gorzej niż przed pierwszą akcją w gangu, no ale jak to mówią, raz się żyje. Dawaj stary, dasz radę! Nie bądź baba! Poszedłem na taras gdzie siedziała moja księżniczka, usłyszałem koniec jej wypowiedzi.
- Tatuś też cię bardzo kocha.- ona jest cudowna i do tego matka mojego dziecka, boże lepiej trafic nie mogłem. Zająłem miejsce obok niej z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Kotek, z czego się tak cieszysz?- spytała moja niewiasta
- Że mam cie obok.- złożyłem pocałunek na jej delikatnych ustach.
- Wiesz, że jesteśmy ze sobą ponad rok?
- Taa...szybko to zleciało. Ale nie żałuję żadnej sekundy spędzonej z tobą.- objąłem ja ramieniem, a drugą rękę położyłem na jej, która spoczywała na brzuchu. Cieszę się, że będziemy mieli potomstwo, może i zbyt szybko, ale czuję, że jesteśmy na to gotowi.
- Hazz, za półtora miesiąca zaczynają się studia, a dokładniej mój ostatni rok, chciałabym go dokończyć.
- Jade, nie uważam, żeby był to dobry pomysł.
- Ale zostało mi jeszcze 2 miesiące i koniec, Harry, wiem, że ciąża i te sprawy, ale chcę to zakończyć, Wiem, że nie podoba ci się ten pomysł, ale wiesz, że ja i tak to robię.
- Wiem myszko, wiem, ok. Mogę się na to zgodzić, ale musisz mi coś obiecać.
- Co tylko chcesz.
- Nie będziesz się przemęczać i siedzieć do późna z nauką.
- Oczywiście, przysięgam.- siedzieliśmy tak jeszcze chwilę.
- Chodźmy już do środka, chłodno się robi.
- Dobrze.- zaprowadziłem ją do kuchni, gdzie była przygotowana romantyczna kolacja.
- Hazz, ty to zrobiłeś?
- Dla ciebie wszystko.
*oczami Jade*
 O boże jakiego ja mam wspaniałego chłopaka. Przygotował romantyczną kolację.
- Podoba ci się?
- Jest świetnie.
- Głodna?
- Zawsze.- na to Harry zaśmiał się
- Dla ciebie sałatka grecka beż wina, a dla mnie z winem.
- Oh, ok.
- Przecież wiesz, że nie możesz.
- No wim, wim.- po skończonej kolacji poszliśmy do salonu obejrzeć jakąś komedie. Uśmiałam się za wsze czasy.
- Jade, mam dla ciebie niespodziankę.
- Na prawdę? A jaką?
- Lecimy na wakacje, tylko my we dwoje. Odpoczniesz trochę, odprężysz się.
- Dziekuję, jesteś cudowny, a gdzie lecimy?
- Niespodzianka.
- No powiedz.
- Nie.
- No proszę.
- Nic ci nie powiem, ale mam jeszcze coś dla ciebie.
- A co to?- uklęknął prze de mną. Czy on mi się chce...
- Jade, jesteś całym moim światem, miłością mojego życia, będziemy mieli dziecko. I mam do ciebie pytania. Czy wyjdziesz za mnie?- z kieszeni wyjął przecudny pierścionek.
 Czekał na odpowiedź a ja jak głupia stałam osłupiała.
- T-tak. Tak Harry, wyjdę za ciebie.- założył mi pierścionek na palec, podniósł na ręce i obrócił w górze. Był taki szczęśliwy, jak nigdy, a ja razem z nim..
- Kocham cię.
- kocham cię.- dał mi całusa w usta.
- Chodźmy spać, jestem padnięta.
- Dobrze.- wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka, a obok mnie mój narzeczony. 
                                                                     Pozdro xD Julcia:*

WAŻNA INFORMACJA

Kochani moi czytelnicy.
Przychodzę do was z informacją, która jest istotna, a mianowicie chodzi o wyjazd. Tak, wyjeżdżam. A do tego już jutro, więc przez czas mojej nieobecności posty na blogu nie będą się pojawiać. Wracam 15.08, więc nie długo wrócę. Jeszcze dzisiaj wstawię rozdział, taki prezent ode mnie. Nie bądźcie źli, proszę. Zrozumcie mnie. Jeżeli jednak okaże się, że tam gdzie jadę będzie dostęp do wi-fi posty będą mogły się pojawiać, więc nie wszystko stracone. Jeszcze raz dziękuję wam za to, że czytacie i do zobaczenia.
         Pozdro xD Julcia:*