*oczami Harrego*
- Z pana narzeczoną nie jest...
- No co człowieku, co z nią nie jest. Dobrze? Nie jest z nią dobrze?!-moje samopoczucie się pogorszyło, a nadzieja tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła.
- Proszę pana, proszę o spokój. Chciałem powiedzieć, że z pana narzeczoną nie jest źle. Udało nam się zatamować krwawienie, które było spowodowane...jakby to powiedzieć. Nadmiarem wydarzeń. Czy mają państwo w domu schody?-głupie pytanie
- Oczywiście, że mamy.
- No właśnie, pani Styles nie może wchodzić po nich, a ni pod górę, ponieważ wtedy dziecko tak jaby przesuwa się w dół, powodując ucisk na macicę, co wywołuje dokładnie takie efekty. I jeszcze jedno, nie podoba mi się brzuch pani Jade, oczywiście to nie jej wina, lecz proszę przypilnować narzeczonej aby więcej leżała i jadła. To tyle, a teraz przepraszam, lecz muszę iść.
- Stary o czym on bredzi?-a myślisz, że ja wiem więcej niż ty?
- Lou, nie wiem, dobra, muszę ją zobaczyć.
- Jasne, zaczekam tu na ciebie. No dobra, to idę. Po wejściu do środka, o mało co nie zemdlałem. Moja malutka leżała tam, na tym łóżku taka bezbronna i obolała. Podszedłem bliżej łózka i usiadłem obok. Złapałem za jej drobną dłoń i schowałem w swojej, nieco większej.
- Harry...
- Cii...skarbie, jestem tu. Jak się czujesz?- głupie pytanie.
- Źle. Strasznie bolą mnie partie dolne.
- Wiem skarbie, wiem. To przez to, że wchodziłaś po schodach. Od teraz będę cię wnosił na górę, albo zaraz zadzwonię do moich ludzi i za instalują na m w domu windę.- lekko uśmiechnęła się do mnie, ale widziałem, że nawet na to nie miała siły.- Kochanie, o czym mówił lekarz? Co jest z twoim brzuchem?
- Z nim? Nic. Jest większy, ale poza tym to nic.- kłamie, wiem o tym.
- Na pewno?- pokiwała twierdząco głowa.- Czyli nic się nie stanie, jak na niego zerknę?
- To nie jest dobrzy pomysł.
- A dlaczego nie?
- Bo...bo...- nie dałem jej dokończyć, tylko podwinąłem jej bluzkę. To było straszne. Jej brzuch był cały siny. A gdzie nie gdzie dało się zauważyć dużych rozmiarach siniaki.
- Harry, ja...ja nie chciałam ci mówić wcześniej bo wiedziałam, że będziesz zły.
- Zły?! Myślisz, że jestem zły?! Jestem kurewsko wściekły!- wrzeszczałem, teraz już wrzeszczałem. Wszystko gotowało się we mnie. Stary, opanuj się. Spojrzałem na Jade, była przerażona. Dobra, wdech, wydech...Ponownie zająłem swoje wcześniejsze miejsce.
- Przepraszam. Powiedz mi, od dawna tak jest?
- Półtora miesiąca.
- To dlatego nie chciałaś, abym go dotykał.
- Mhm..- prawie płakała.
- Skarbie, czemu płaczesz?
- Boli.
- Brzuch?
- Tak. Jak dotykasz?
- Tak.
- Doktor powiedział, że masz dużo leżeć i jest, wtedy dziecko będzie spokojne.
- Hazz, czy...położysz się...obok mnie?- szlochała. Tak bardzo było mi jej szkoda.
- Oczywiście.- zająłem miejsce obok niej na łóżku i objąłem ramieniem. Wtuliła się w mój tors i usnęła.
* miesiąc później*
Leże na kanapie w salonie. Miesiąc temu wyszłam ze szpitala. Mój brzuch pomału wraca do swojego dawnego wyglądu. Już niedługo rodzę. To takie wspaniałe. Jestem szczęśliwa, a co do Harrego, to on chyba bardziej ode mnie. Z tą windą nie żartował. Zaraz jak wróciłam to ona już była zamontowana przy schodach. Czuję się świetnie.
- Cześć piękna.- w progu salonu staną Niall.
- Cześć blondasku. Przepraszam cię, ale się nie podniosę, więc będziesz zmuszony tu podejść.- oboje wybuchliśmy śmiechem. Irlandczuk podszedł do kanapy i usiadł na jej skraju tuż obok mnie.
- Jak się czujesz?
- Zdecydowanie lepiej. Dokładnie tak wyglądaj codzienne czynności. Leżę i jem. Ale przynajmniej to uspokaja tego malucha. Ma za dużo energii w sobie.
- Już go uwielbiam, ale przyszedłem w pewnej sprawie. Dość poważnej.- jego ton momentalnie spoważniał.
- Coś się stało?
- Po części tak. Bo, jak już pewnie wiesz, wszyscy mówią, że jesteśmy do siebie podobnie.
- No coś tam mi się obiło o uszy.
- No i to jest prawda, ponieważ. Tylko nie złość się, dobrze? Błagam.
- Dobrze, Postaram się zachować spokój.
- Bo dowiedziałem się niedawno, że twoja mam prowadziła podwójne życie. A mianowicie z moim ojcem. I wychodzi na to, że...że jestem twoim bratem. Tak, wiem, to dziwne, ale wszystko na to wskazuje.
- Ale...ale jak to...co....?
- Tak, wiem, jeżeli nie chcesz mnie znać, rozumiem, ale sam się niedawno dowiedziałem.
- Chyba, będzie lepiej jak pójdziesz.- o boże. Że co? Jesteśmy rodzeństwem. Tak, jesteśmy do siebie podobni, ale...
- Niall, zaczekaj.- w ostatni momencie go zatrzymałam. Kucnął prze de mną.
- Tak.
- Kocham cię, braciszku.- z moich oczu poleciał strumień łez. Mocno przytuliłam do siebie blondynka.
Pozdro xD Julcia:*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz