piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 26

Ciemność. Pustka. Czy to już niebo? Chyba nie. Ociężale otworzyłam oczy, jednak po oślepieniu przez białe światło, natychmiastowo je zamknęłam. Boże, czemu ja tu leż...a no tak, już pamiętam, ciekawe czy...Odkryłam się z kołdry i uniosłam koszulkę tak, abym mogła zobaczyć mój obolały brzuch. To jest jeszcze większe niż było i nie chodzi o jego wielkość lecz o....Nagle drzwi się otworzyły a zza nich wyszedł zdołowany i....czy on płakał? Chciałabym teraz do niego podbiec i wskoczyć na ręce.
*oczami Harrego*
- Z pana narzeczoną nie jest...
- No co człowieku, co z nią nie jest. Dobrze? Nie jest z nią dobrze?!-moje samopoczucie się pogorszyło, a nadzieja tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła.
- Proszę pana, proszę o spokój. Chciałem powiedzieć, że z pana narzeczoną nie jest źle. Udało nam się zatamować krwawienie, które było spowodowane...jakby to powiedzieć. Nadmiarem wydarzeń. Czy mają państwo w domu schody?-głupie pytanie
- Oczywiście, że mamy.
- No właśnie, pani Styles nie może wchodzić po nich, a ni pod górę, ponieważ wtedy dziecko tak jaby przesuwa się w dół, powodując ucisk na macicę, co wywołuje dokładnie takie efekty. I jeszcze jedno, nie podoba mi się brzuch pani Jade, oczywiście to nie jej wina, lecz proszę przypilnować narzeczonej aby więcej leżała i jadła. To tyle, a teraz przepraszam, lecz muszę iść.
- Stary o czym on bredzi?-a myślisz, że ja wiem więcej niż ty?
- Lou, nie wiem, dobra, muszę ją zobaczyć.
- Jasne, zaczekam tu na ciebie. No dobra, to idę. Po wejściu do środka, o mało co nie zemdlałem. Moja malutka leżała tam, na tym łóżku taka bezbronna i obolała. Podszedłem bliżej łózka i usiadłem obok. Złapałem za jej drobną dłoń i schowałem w swojej, nieco większej.
- Harry...
- Cii...skarbie, jestem tu. Jak się czujesz?- głupie pytanie.
- Źle. Strasznie bolą mnie partie dolne.
- Wiem skarbie, wiem. To przez to, że wchodziłaś po schodach. Od teraz będę cię wnosił na górę, albo zaraz zadzwonię do moich ludzi i za instalują na m w domu windę.- lekko uśmiechnęła się do mnie, ale widziałem, że nawet na to nie miała siły.- Kochanie, o czym mówił lekarz? Co jest z twoim brzuchem?
- Z nim? Nic. Jest większy, ale poza tym to nic.- kłamie, wiem o tym.
- Na pewno?- pokiwała twierdząco głowa.- Czyli nic się nie stanie, jak na niego zerknę?
- To nie jest dobrzy pomysł.
- A dlaczego nie?
- Bo...bo...- nie dałem jej dokończyć, tylko podwinąłem jej bluzkę. To było straszne. Jej brzuch był cały siny. A gdzie nie gdzie dało się zauważyć dużych rozmiarach siniaki.
- Harry, ja...ja nie chciałam ci mówić wcześniej bo wiedziałam, że będziesz zły.
- Zły?! Myślisz, że jestem zły?! Jestem kurewsko wściekły!- wrzeszczałem, teraz już wrzeszczałem. Wszystko gotowało się we mnie. Stary, opanuj się. Spojrzałem na Jade, była przerażona. Dobra, wdech, wydech...Ponownie zająłem swoje wcześniejsze miejsce.
- Przepraszam. Powiedz mi, od dawna tak jest?
- Półtora miesiąca.
- To dlatego nie chciałaś, abym go dotykał.
- Mhm..- prawie płakała.
- Skarbie, czemu płaczesz?
- Boli.
- Brzuch?
- Tak. Jak dotykasz?
- Tak.
- Doktor powiedział, że masz dużo leżeć i jest, wtedy dziecko będzie spokojne.
- Hazz, czy...położysz się...obok mnie?- szlochała. Tak bardzo było mi jej szkoda.
- Oczywiście.- zająłem miejsce obok niej na łóżku i objąłem ramieniem. Wtuliła się w mój tors i usnęła.
* miesiąc później*
Leże na kanapie w salonie. Miesiąc temu wyszłam ze szpitala. Mój brzuch pomału wraca do swojego dawnego wyglądu. Już niedługo rodzę. To takie wspaniałe. Jestem szczęśliwa, a co do Harrego, to on chyba bardziej ode mnie. Z tą windą nie żartował. Zaraz jak wróciłam to ona już była zamontowana przy schodach. Czuję się świetnie.
- Cześć piękna.- w progu salonu staną Niall.
- Cześć blondasku. Przepraszam cię, ale się nie podniosę, więc będziesz zmuszony tu podejść.- oboje wybuchliśmy śmiechem. Irlandczuk podszedł do kanapy i usiadł na jej skraju tuż obok mnie.
- Jak się czujesz?
- Zdecydowanie lepiej. Dokładnie tak wyglądaj codzienne czynności. Leżę i jem. Ale przynajmniej to uspokaja tego malucha. Ma za dużo energii w sobie.
- Już go uwielbiam, ale przyszedłem w pewnej sprawie. Dość poważnej.- jego ton momentalnie spoważniał.
- Coś się stało?
- Po części tak. Bo, jak już pewnie wiesz, wszyscy mówią, że jesteśmy do siebie podobnie.
- No coś tam mi się obiło o uszy.
- No i to jest prawda, ponieważ. Tylko nie złość się, dobrze? Błagam.
- Dobrze, Postaram się zachować spokój.
- Bo dowiedziałem się niedawno, że twoja mam prowadziła podwójne życie. A mianowicie z moim ojcem. I wychodzi na to, że...że jestem twoim bratem. Tak, wiem, to dziwne, ale wszystko na to wskazuje.
- Ale...ale jak to...co....?
- Tak, wiem, jeżeli nie chcesz mnie znać, rozumiem, ale sam się niedawno dowiedziałem.
- Chyba, będzie lepiej jak pójdziesz.- o boże. Że co? Jesteśmy rodzeństwem. Tak, jesteśmy do siebie podobni, ale...
- Niall, zaczekaj.- w ostatni momencie go zatrzymałam. Kucnął prze de mną. 
- Tak.
- Kocham cię, braciszku.- z moich oczu poleciał strumień łez. Mocno przytuliłam do siebie blondynka.
Pozdro xD Julcia:*





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz