- Harry, Harry! Obudź się!- loczek gwałtownie się podniósł do pozycji siedzącej.
- Co się stało? Coś z dzieckiem?
- Nie, kompletnie z innej beczki. Ktoś chodzi nam po domu.
- Jesteś pewna? Może tylko ci się zdawało?
- Nie Harry, nic mi się nie zdawało, na 100% ktoś tu jest!
- Spokojnie, nie bój się, zaraz to sprawdzę, zostań tu.- wziął broń z szafki i już go nie było. Postanowiłam się uspokoić, rozluźnić. Ale do cholery o czym my mówimy, rozluźnić. Ciekawe jak, ktoś nam łazi po domu a ja mam się rozluźnić.
Mijała minuta na minutą, a Hazz nie wracał. Nagle usłyszałam krzyki dochodząc z dołu.Zerwałam się z łóżka i postanowiłam to sprawdzić. Byłam u szczytu schodów. Zawał! Mój ojciec stał na przeciwko Harrego i przystawiał mu broń do skroni.
- Nie! Błagam tato, nie rób tego!
- Jade, idź na górę!-on oszalał, kazał mi iść na górę, i zostawić go z psycholem, którym był mój ojciec.
- Jakieś ostatnie życzenie kochasiu?
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej rodziny.- wyrwał mu pistolet i zaczęli się szarpać, to było straszne. Strzał. Krew. Mój krzyk. Zadowolony ojciec. Zbiegłam po schodach do rannego Harrego.
- Hazz, błagam nie zostawiaj mnie.
- Kochanie spokojnie, nic mi nie jest dostałem tylko w nogę.- nagle ratownicy wparowali do domu. Nie wiem kto wezwał karetkę, ale chwała mu za to.
- Musimy operować, kula jest bardzo głęboko.- i już ich nie było. Zabrali go i wyszli tak szybko jak się pojawili.
Poczułam szarpnięcie na ramieniu. Jednak byłam w zbyt wielkim szoku, by normalnie funkcjonować.
Otworzyłam oczy. Harry? Łóżko? Gdzie ja do cholery jestem?
- Jade, skarbie, obudź się!- przestraszona i zdezorientowana otworzyłam oczy, które były popuchnięte i całe czerwone od łez. To był tylko sen. Ten cholerny sen o moim ojcu-psychopacie.
- Harry. Jesteś tu.- przytuliłam go najmocniej jak tylko mogłam i już nigdy nie chciałam puścić. Bałam się, że odejdzie.
- Jestem. Ciii.....jestem tu. To tylko sen.Kochanie, co ci się śniło? Chcesz o ty porozmawiać?- pokręciłam przecząco głową. Położyliśmy się z powrotem. Nie myślałam, że uda mi się znowu usnąć, ale jakoś się udało. W ramionach Hazzy, czułam się bezpieczna.
Z rana miałam straszny ból głowy. Wyglądałam ja wrak człowieka, cała blada i popuchnięta. Pomału zeszłam do kuchni. Jeszcze dwa schodki, dasz radę. i tak jakby dałam, bo koślawo, ale zeszłam. Bolały mnie nogi i nie dałam rady chodzić, a to wszystko przez ten koszmar. Jestem. Wreszcie. Zwycięstwo. Stałam w kuchni przy blacie.
- Jade, skarbie. Było mi powiedzieć, zniósł bym cię. Widzę, że jesteś przemęczona. Czemu się tak dręczysz?
- Hazz, to przez ten sen. A jeżeli to będzie prawda, jeżeli tak się stanie, co wtedy?!
- Kochanie, powiedz mi.- i opowiedziałam mu to całe gówno.
- Przyrzekam ci już nigdy, ale to nigdy nie spotkasz się z nim ani z tą jego lafiryndą. Mogę ci to przysiądz. A teraz zjedz śniadanie, przecież nie chcemy aby nasz maluszek zgłodniał.- muszę przyznać, Hazz świetnie gotuje. Pomimo tego, że jest właścicielem praktycznie wszystkiego w Londynie, i mógłby mieć najlepszych kucharzy na świecie to i tak nikt mu nie dorówna.
5 po południu, a mu siedzimy w salonie i się wygłupiamy. Wróciliśmy ze spaceru i odwiedziliśmy Niall'a I Lellie.
- Skarbie?
- Tak Hazz?
- Bo ja muszę ci coś powiedzieć...
Przepraszam was, że tak długo nie dodawałam rozdziałów, ale sami rozumiecie, nie dawno wróciłam z kolonii, teraz rozdziały będą dodawane częściej i będzie się działo. Więc czytajcie i komentujcie oraz czekajcie na kolejne części historii Harrego i Jade.
Pozdro xD Julcia:*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz